wtorek, 23 lipca 2013

Olejek do demakijażu Sephora+Effaclar=doskonałość oczyszczania

Już w poście dotyczącym oczyszczania cery zaznaczyłam,że nie istnieje dla mnie demakijaż bez oleju. Maluję się na tyle mocno i wyraziście, że właściwie żaden z płynów micelarnych czy mleczek nie zadowolił mnie w 100%. Najbliżej tego wyniku jest micel Bourjois, ale mimo wszystko zbyt wiele go zużywam, gdy mam tylko nim zmyć dokładnie makijaż. 250 ml w dwa tygodnie! Wprawdzie nie kosztuje on dużo, bo 14 zł, ale jeśli mam zużywać dwa opakowania na miesiąc, to już daje razem prawie 3 dychy. A za jedyne 39 zł nabyłam w Sephorze cudowną rzecz, od której jestem uzależniona, niesamowicie ułatwiła życie mnie i mojej matce(dlaczego jej,to zaraz opowiem xd). Wprawdzie Ola która była ze mną wtedy na zakupach stwierdziła, że mi się w głowie poprzewracało że kupuję olejek do demakijażu za 4 dychy, ale dobrze że starałam się ignorować jej narzekania i jednak go wzięłam ;D




Ładny, zielony(kiedyś był różowy ale zmienili wersję :( ) w sumie całkiem ładnie się prezentuje obok koszyczka z wacikami :D Pojemność to 190 ml, co zresztą widać na załączonym obrazku.

Ogólnie to mogłabym sobie kupić oliwę z oliwek w butelce o wiele większej, za którą zapłaciłabym dwa razy mniej. W biednych czasach(chlip,chlip) używałam właśnie oliwy do zmycia makijażu,jeśli zbrakło mi oliwki Babydream. Jednak problem ze wszystkimi olejami i oliwkami jest taki, że w sumie to ciężko je potem zmyć. Przynajmniej ja miałam z tym problem, oleiste substancje wyjątkowo mocno przywierają do mojej skóry ;) A przecież nie o to chodzi, żeby sobie utrudniać życie. Jest też drugi problem z tego typu produktami, który doprowadzał moją matkę do szału ;D Zresztą mnie też- kiedy musiałam zaspana latać z mleczkiem i gąbką. Oleje i oliwki zostawiały zawsze bynajmniej nie uroczy ślad na wannie.

A co robi olejek Sephory?

Po wyciśnięciu pompki produktu na rękę wygląda on standardowo tłusto.Gdy olejek łączy się z wodą, nagle zmienia konsystencję i staje się emulsją!

Do demakijażu używam dwóch pompek olejku. Masuję twarz, w szczególności moje wymalowane oczy, aż makijaż całkowicie się rozpuści, a ja wyglądam jakbym wróciła z kopalni. Później wchodzę pod prysznic, gdzie zmywam olejek wodą. Nic nie zostaje na wannie,brud znika w czeluściach kanalizacji : D

Właściwie to na tym etapie większość dziewczyn mogłaby zaniechać dalszego oczyszczania i po wyjściu spod prysznica, przemyć twarz tonikiem i nałożyć krem. Jednak nie wyobrażam sobie demakijażu bez użycia żelu do mycia twarzy. Czułabym się mimo wszystko brudna.

Gdy spłuczę olejek wodą, myję twarz kolejnym cudownym nabytkiem, używając przy tym gąbeczki Calypso.
(Swoją drogą nie wiem,co jest z moim aparatem,zawsze ustawia ostrość na to,co jest w tle xd)





Effaclar firmy La Roche Posay to osławiony żel do mycia twarzy, polecany dla cery tłustej i wrażliwej. Nie mam ani tłustej, ani wrażliwej skóry, ale ten żel jest dla mnie genialny, ponieważ jest na tyle gęsty i dokładny, że nie potrzebuję dużo, by umyć twarz. Jest przezroczysty i pachnie tak hmm aptecznie i chemicznie. Wiele osób narzeka na ten zapach, ale mnie się on podoba. Chociaż nie wiem, czy możecie się sugerować moim nosem, bo np. uwielbiam zapach benzyny, siarki z zapałek czy farby xd

W każdym razie, żel myje jak szalony, a ja zauważyłam że po miesiącu używania go, zmniejszyła się drastycznie liczba zaskórników zamkniętych na mojej twarzy(takie białe grudeczki).Wprawdzie teraz moja twarz nie wygląda najlepiej, po regularnych atakach komarów...ale wiem,że gdyby nie krwiopijcy, miałaby się świetnie : D Ponadto znacznie przyspieszył gojenie wyprysków i wybielił mi blizny!

Skład żelu nie jest wybitny i zachwycający, jednak myślę że za jego działanie odpowiada zawarty w nim cynk. Nie zawiera mydła.

Standardowe opakowanie 200 ml kosztuje w Super-pharmie 33 zł z groszami. Często można go dostać w dwupaku za około 50 zł.

Jeśli macie problematyczną cerę, radzę w niego zainwestować. To naprawdę idealny oczyszczacz, w dodatku przyczynia się do wyeliminowania przebarwień i  drobnych niedoskonałości. Wiadomo, to tylko żel,   nie stworzy cudu na naszych twarzach, ale regularnie stosowany na pewno je upiększy ;) A nie od dziś wiadomo, że rutynowe dbanie o cerę to większa część sukcesu w walce o dobry wygląd przez długie lata.

Zastanawiam się też nad wymianą gąbeczek do mycia twarzy Calypso, na szczoteczkę For Your Beauty:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=35694
Szczoteczka kosztuje 10,99, jest dostępna w każdym Rossmannie, a z tego co czytam, dziewczyny są zachwycone jej działaniem! Podobno wymiata zaskórniki i ogólnie robi wrażenie :D

A tak na koniec, kilka różnych zdjęć:

 Zegarek kupiony na allegro, jakością nie grzeszy, ale wyglądał tak bosko że musiałam go mieć!
(tak wiem, brudne lustro, zdarza się najlepszym xd)


Błyszczyk Lumene,rozświetlacz Technic High Lights
 Makijaż z moich urodzin.
Tak wyglądają moje rzęsy bez żadnego makijażu, po miesiącu używania serum Eveline, o którym pisałam w poprzednim poście. Wracają do swojej pierwotnej świetności, zanim zaczęłam je malować :(
Iiii rodzinka na Rogożniku! Tata i mama najwyraźniej postanowiły pokazać małym, jak wyglądają człowieki i jak wyłudzać od nich jedzenie :D

Jutro kolejny dzień wygrzewania dupska na słońcu, tym razem uderzamy na Chechło!

środa, 17 lipca 2013

"Smoky" i coś o rzęsach

Patrząc na te zdjęcia stwierdzam,że powinnam zainwestować w aparat.Koniecznie.
Nie potrafię zrobić dobrego zdjęcia makijażu.

Miałam wstawić foty już tydzień temu,ale miałam pełno zajęć i imprez w związku z moimi urodzinami.W końcu znalazłam trochę czasu ;)

Smoky w cudzysłowie,bo nie wiem czy można nazwać tak ten makijaż oczu na zdjęciach z powodu zjadania kolorów przez aparat :D Na żywo wygląda milion razy lepiej i jest ciemniejszy.

Jestem bardzo zadowolona z tej taniutkiej paletki Catrice.Jakość cieni mnie pozytywnie zdziwiła.


Na tych zdjęciach naprawdę NIEWIELE widać...ale już trudno.Przynajmniej możecie zobaczyć jaki mam świetny tusz do rzęs-kultowy Max Factor 2000 calorie, pogrubiający.Naprawdę jestem nim zachwycona,bo lubię teatralny efekt na rzęsach,żadne tam delikatne mizianie ;) Chociaż oczywiście efekt można stopniować.Ja zwykle kładę 1 warstwę,czekam aż wyschnie,dodaję drugą,a potem nawet trzecią :D
Chyba nigdy nie zamienię go na żaden inny.Wiem jednak,że na pewno nie podpasowałby osobom które mają bardzo cienkie rzęsy,bo łatwo jest nim je pokleić.Po za tym nie wszystkim odpowiadają tradycyjne szczoteczki.Ja nie lubię tych silikonowych ;)


Po za tym używam przed malowaniem odżywkę do rzęs 3 w 1 Eveline.To serum które pełni również funkcję bazy pod tusz.Nigdy mi się tak dobrze nie malowało rzęs,jak podczas używania tego produktu!Tusz sunie po rzęsach jak sanki po śniegu xd Pogrubia je znacznie i wydłuża.Właściwie to mogłabym nawet pomalować rzęsy tylko tym serum i wyjść na zewnątrz.Oczywiście po wyschnięciu-bo od razu po nałożeniu,rzęsy są białe ;)

Używam serum również wieczorem i zawsze miziam też nim brwi.Muszę powiedzieć,że moje owłosienie oka staje się coraz ładniejsze ;D.Zaczęły mi nawet wyrastać brwi w miejscu,w którym już dawno nie rosły,z powodu wieloletniego ich wyrywania.Serum kosztuje tylko 14 zł z groszami(już nie pamiętam dokładnej ceny) i jest dostępne np. w Beauty Store w Agorze,tam je kupiłam.

Złożyłam też zamówienie w sklepie internetowym Minti Shop.Postanowiłam sobie zrobić prezent na urodziny :) W piątek wieczorem zamówiłam samoopalacz w musie St.Moriz,brązer do twarzy W7 Honolulu(wychwalany pod niebiosa hit internetu) i rozświetlacz w płynie Technic High Lights.

Z brązera i rozświetlacza jestem mega zadowolona,na temat samoopalacza na razie nie mam opinii,bo użyłam go dopiero raz,wczoraj wieczorem i jeszcze nie wzięłam prysznica.Ten mus jest o kolorze sraczkowatym i wyglądałam naprawdę zabawnie jak go wczoraj nałożyłam :D Teraz widzę że kolor się trochę wchłonął i już nie przypominam brudnego dziecka,ale zobaczę co się stanie po umyciu się...

Wahałam się czy kupić sobie ten amerykański hit Xen-Tan,czy St.Moriz.Postanowiłam zacząć od tańszego.St.Moriz kosztuje zwykle od 20 do 30 zł.Jednak jeśli on mnie nie zadowoli,to kupuję Xen-Tan.

W ostatnim urodowym rachunku sumienia,doszłam do wniosku że na razie koniec z solarium.To niezdrowe i po za tym utrzymanie dobrej solaryjnej opalenizny kosztuje mnie około 200 zł miesięcznie.To ja już wolę wydać 140 zł na porządny samoopalacz,który starczy mi na 2 miesiące.Oszczędność pieniędzy i zdrowia.
Mam nadzieję że jeśli kupię Xen-Tan,to opalenizna będzie wyglądała w miarę naturalnie,a nie pomarańczowo :)

A w ogóle abstrahując od tematu urody,jestem wściekła z powodu pogody!Co to za lato,ciągle leje,mieliśmy tylko kilka słonecznych tygodni :( Bogom dzięki że jadę do Grecji,tam zaspokoję swoją potrzebę przebywania w wodzie pół dnia i leżenia na słońcu w upale :D

W dodatku nasze auto stoi u blacharza i nie odzyskamy go jeszcze przynajmniej przez tydzień :( Z powodu pogody i braku auta nawet nie wyszliśmy nigdzie w moje urodziny,ale odbiję to sobie jak tylko odbierzemy Tigrę.Sushi na Mariackiej(dawno tam nie byłam) czy naleśnikarnia?Hmm :D

A takie śliczne kwiaty dostałam od P! Mój ulubiony kolor róż.

Lecę pod prysznic.Ciekawe,jak będę wyglądać :D

EDIT:
OMG jestem mudżinem xd

niedziela, 7 lipca 2013

Catrice&Lumene

Byłam na małych zakupach z Dani, ale całe szczęście powstrzymałam się żeby nie wydać wszystkiego. W końcu muszę oszczędzać na wyjazd do Grecji :) Kupiłam paletkę cieni,błyszczyk do ust oraz słodziutki notatnik :)

Jednak potrzebowałam cieni do powiek na codzień. Nie lubię makijażu oka bez użycia chociażby jasnego cienia. Szukałam właśnie paletki która będzie miała jasny i ciemniejszy cień. Znalazłam taką w Agorze, w sklepie Beauty Store. Nie byłam pewna jej jakości, ponieważ cena była bardzo niska (20 zł), ale niewiele stracę, jeśli coś z tymi cieniami będzie nie tak. Jeszcze ich nie testowałam, dodam dzisiaj zdjęcie makijażu do tego posta troszkę później.

Paletka wygląda super, jest z porządnego i grubego plastiku z ładnymi napisami. Cieni jest również bardzo dużo, na czym mi zależy ze względu na fakt, że mam zamiar używać ich codziennie, jeśli będą dobre. Jest to zestaw do smoky eyes(mój ulubiony zresztą makijaż), który zawiera 3 cienie, kremowy eyeliner, pędzelek do cieni i do eyelinera oraz instrukcję krok po kroku jak wyczarować przydymione oczy na swoich własnych :) Paletka nazywa się Smoky Eyes Set, firmy Catrice.

 Jak widać, jestem ciekawska i już ruszałam ten eyeliner ;)



Efekt nie jest bardzo mocny na sucho, gdy nakładamy cienie na rękę bez bazy oraz bez podkładu. Jednak właśnie o to mi chodziło, ponieważ lubię nosić smoky eyes na co dzień, ale mimo wszystko ta dzienna wersja powinna być lżejsza. Nie żebym się przejmowała nakazami dotyczącymi makijażu, ale czym potem zabłysnę na imprezie jeśli odkryłam już wszystkie makijażowe karty w ciągu dnia? :D

Cienie są z delikatnym połyskiem, bez nachalnych drobinek brokatu. Nie lubię całkiem matowych cieni, ale nie cierpię też bazarowego efektu błyszczenia.

Najbardziej jestem ciekawa eyelinera, czy będzie się rozmazywał, czy będzie intensywny. Coś w niego powątpiewam, ale spróbuję go użyć. Nigdy nie miałam innego eyelinera niż klasyczny, w pisaku lub z pędzelkiem. Kremowy to całkiem nowa rzecz dla mnie.

Kupiłam również świetny błyszczyk z którego jestem MEGA zadowolona. Szukałam mazidła do ust na co dzień, który pasowałby do wszystkiego, nawilżał usta i nie był nachalny. Trafiłam w dziesiątkę. Błyszczyk uwypuklający usta fińskiej firmy Lumene ma konsystencję, która jest dokładnie taka sama jak w błyszczyku Diora Addict Lip Polish. Pozytywnie się zdziwiłam, jak to zobaczyłam, ponieważ ten Dior był moim ideałem wśród błyszczyków właśnie poprzez tą konsystencję i efekt, jaki ona daje. A oto on (na razie na ręce)


Jak widać, ma naturalny kolor który każdemu będzie pasował, tj. Satin Fudge. Nie zawiera drobinek i bardzo dobrze, bo nienawidzę momentu w którym błyszczyk znika z ust a zostają tylko wyschnięte drobinki brokatu... Jednak mimo tego, błyszczy jak szalony :D Daje efekt tafli wody na ustach. Właśnie o to mi chodziło. Ponadto ma mięciutki i zgrabny aplikator i ślicznie pachnie. Nawliża usta, jednak prawie w ogóle się nie klei.

Błyszczyk kosztował tylko 22 zł, również kupiony w Beauty Store.

W ogóle chyba zainteresuję się głębiej tą firmą Lumene. Wiem że jest bardzo popularna w krajach skandynawskich i słynie z naturalnych produktów. Skandynawskie blogerki za nią przepadają, może i ja przepadnę? Szukam jeszcze i zamierzam kupić w najbliższym czasie:
-rozświetlający korektor pod oczy
-brązer
-róż
-rozświetlacz do twarzy
-eyeliner
-kredka do brwi

Postanowiłam w końcu zainwestować w porządne kosmetyki, nie ważne ile będą kosztowały, czy dużo czy mało, byle bym była zadowolona z efektu.

Później wrzucę fotki z moim codziennym smoky eyes doprawionym ładną taflą na ustach w wykonaniu Lumene ;) A na razie lecę na śniadanko :)

środa, 3 lipca 2013

Moje pierwsze żelowe tipsy

Ze względu na pracę w której muszę mieć nienaganne paznokcie, postanowiłam pójść na łatwiznę i zrobić sobie sztuczne. Nie wyobrażam sobie malować paznokci codziennie, w momencie kiedy mam pracę na noc. Zresztą i bez takiej pracy malowałam paznokcie od zawsze prawie codziennie, ponieważ nie znoszę nawet najmniejszej niedoskonałości, a jakoś lakiery nie chcą mi się trzymać, zawsze coś w końcu odłazi.

Moja właściwie przyjaciółka, czyli po prostu mama mojego faceta :) poleciła mi swoją manicurzystkę. Z chęcią się do niej zapisałam, bo wiem że babka ma doświadczenie, co widać na rękach teściowej. Terminy ma odległe, ale to raczej dobrze świadczy-że jest oblegana. Czekałam 3 tygodnie na moje pazurki, poszłam tam wczoraj i jestem meeega zadowolona.

Marzyły mi się paznokcie które będą mi pasowały do wszystkiego, czyli w odcieniach bladego różu lub beżu. Jednak żeby nie było tak całkiem nudno, zdecydowałam się na złoty akcent którym się strasznie jaram :) Na początku chciałam mieć złote tylko końce paznokci na palcach serdecznych, jak tutaj:
(jenniferstano.blogspot.com)

Jednak manicurzystka namówiła mnie na całość i dobrze,bo tak bardziej mi się podoba. Wybrałam kształt ostrego migdałka, znudziły mi się kwadraty :)

Nie spiłowała mi płytki, jak niektóre początkujące babki robią, tylko zmatowiła, mam więc nadzieję że jak ściągnę tipsy, to nie ujrzę całkowicie zmasakrowanej własnej płytki. W sumie całe 2 godziny na fotelu były przyjemne, nic mnie nie bolało, a wręcz przeciwnie, polubiłam moment w którym ta miła pani jeździła mi frezarką po paznokciach, żeby wyciąć skórki :D Przedłużyła mi moją płytkę i zażelowała wszystko.

Zapłaciłam 50 zł. To bardzo mało jak na dobrze zrobioną robotę. Mniej niż w salonie za to samo. Wolałam wydać 50 zł na porządne pazurki niż 20 czy 30 zł u kogoś początkującego.
Mam troszkę jeszcze zmasakrowane skórki, ale to moja wina bo ciągle je obgryzam :( Jednak odkąd mam sztuczne paznokcie,nie obgryzam ich wcale. Po prostu to wszystko jest zbyt twarde i zbyt ładne, żebym się znęcała nad moimi palcami. Podwójny plus. Właściwie to nawet potrójny, bo z tymi szponami nie potrafię też grzebać sobie przy twarzy, co jej wyjdzie na dobre xd
Blady, cukierkowy róż(aparat strasznie zjadł kolory) i złoto :) Idealna jak dla mnie długość i kształt. Nic nie poradzę, kocham dłuugie paznokcie, nie obchodzi mnie moda w tej kwestii!

Tak się cieszę, że w końcu nie będę musiała ciągle malować pazurów, a one nadal będą wyglądać świetnie.

Gdyby ktoś był ciekawy, ta kobieta ma swoje małe studio w piwnicy domu w Kozłowej Górze, naprzeciwko boiska. Bardzo polecam również ze względu na miłą 'obsługę' :)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Tyyyyle się działo

Przez 3 lata liceum ciągle truto mi dupę z powodu matury, a gdy już przyszło co do czego, to ją zdałam i to na w miarę dobrym poziomie, bez kiwnięcia nawet palcem w tym kierunku. No,może nie licząc kilku godzin które spędziłam nad prezentacją ;) Naprawdę matura to bzdura! Tyle hałasu o nic.

Po skończeniu szkoły średniej poczułam się zabawnie, mam wrażenie że dopiero co skończyłam 15 lat, a tu już jestem dorosła? Praca i w ogóle? Cieszę się jednak z kolejnego etapu w moim życiu, chociaż wolałabym wrócić do czasów gimnazjum(zapobiec kilku błędom młodości), to jednak trzeba przyjmować na klatę rzeczy nieuchronne, a taką na pewno jest dorastanie. Ostatecznie cieszę się wolnością, faktem że mogę zrobić ze swoim życiem co chcę. Odpowiedzialność(nie tylko karna:)) również jest dla mnie zaletą, w końcu to ja, a nie moi rodzice muszę płacić za moje błędy, teraz ich zadaniem jest mnie tylko wspierać :)

Powiedzmy, że wzbogaciłam się troszkę ostatnio, a co Kinga robi jak tylko dostanie pieniądze? Biegusiem do drogerii,Sephory i ewentualnie po jakieś ciuchy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale sto razy więcej przyjemności daje mi kupowanie kosmetyków niż ubrań. Jednak tym razem kupiłam sobie też dwie bluzki oraz komplet bielizny. Resztę wypłaty obiecałam sobie, że wydam na ubrania! Już żadnych więcej kosmetyków...no może jeszcze jakieś perfumy....(czasem mam wrażenie,że Szatan Próżności siedzi mi na ramieniu xd)

Jedna z moich rzeczy jakie sobie kupiłam to dosyć kusa bluzka. Ubrałam ją ostatnio i yyy wzbudziłam zainteresowanie, delikatnie mówiąc. No co kurczę, Rihanna może sobie chodzić z gołym brzuchem, a ja nie mogę?! :) Mam nadzieję że ten powrót mody z lat 90 nie jest chwilowy,bo czekałam na to całe lata :D W tym roku jednak zasada jest taka, że nie powinno się odkrywać pępka. Na zdjęciu niestety wyszedł zza bluzki, ale staram się go nie pokazywać.

H&M, dałam za nią ledwie 30 zł, ale jak ją zobaczyłam, to musiałam ją mieć!





















Tej bokserki,półprzezroczystej i długiej jeszcze nie nosiłam poza domem,bo nie mam zielonego pojęcia do czego ją założyć...do legginsów jest idealna,ale w upały przecież nie będę ich nosić. Szorty widać spod niej, gdy się ktoś przyjrzy, ale na pierwszy rzut oka wygląda jakbym nie miała nic pod spodem xd

Sorry za tą pościel na łóżku ale dopiero co wstałam ;)






















Takie tam koroneczki-w rzeczywistości mają intensywniejsze kolory, które ślicznie wyglądają na opalonej skórze, ale aparat mi zjada barwy. Soł słit :D













Wspomniałam też, że kupiłam trochę kosmetyków, a oto one:

































Obiecuję, że w następnych postach podzielę się z wami moimi odczuciami dotyczącymi tych kosmetyków pielęgnacyjnych i niesamowitego kultowego tuszu. Nad Pumą rozwodzić się nie będę-każdy ma inny gust. Ja uwielbiam ten zapach na lato, jest taki lekki i świeży. Balsam Dove już też opisywałam w moim poście dotyczącym sztucznej opalenizny.

Dzisiaj idę powygrzewać się w moim ulubionym solarium Laguna na Józefce(chyba każdy z Piekar wie, gdzie to jest). Ostatnio założyłam sobie kartę stałego klienta-dziesiąte wejście jest gratis. Jeśli jeszcze się wahacie, nie wiecie jakie solarium wybrać bądź żadne was nie zadowala, gwarantuję że z tego będziecie zadowolone! Po pierwsze mają mnóstwo łóżek-10 osobnych pokojów,zamykanych od wewnątrz. Byłam już na różnych solariach i zawsze przerażał mnie ich brak zabezpieczeń-a co jeśli ktoś przypadkiem wejdzie, albo okradnie nas podczas opalania? Tutaj nie ma tego problemu. Można sobie wybrać moc łóżka-im mocniejsze tym droższe. Łóżka to Ergoline-są cudowne, można sobie ustawić moc opalaczy twarzy, moc bryzy, mają wbudowany odtwarzacz CD, można regulować głośność i przełączać piosenki. Największą ich zaletą jest jednak ich kształt- zagłębienia w odpowiednich miejscach. Nie leży się tak niewygodnie, jak na tych standardowych płaskich płytach. Mają również tubę, czyli stojące łóżko.

W tym solarium jest czysto, gustownie, ale też drogo-ceny zaczynają się od 1,30 zł za minutę. Wolę jednak dać więcej za porządną opaleniznę(ponieważ wymieniają tam regularnie lampy, a nie jadą na starych które robią z ludzi czerwone raczki) i opalać się komfortowo, bezpiecznie.

Dla porównania, byłam ostatnio w Katowicach w solarium na ul.Mickiewicza w salonie urody który wyglądał mi na porządny-kosmetyki bodajże Fekkai i śliczny wystrój. Cena mnie zdziwiła, bo mają tylko 1 zł za minutę. Okazało się,że łóżek jest aż 2 sztuki, jedno stojące jedno leżące. Nie ma osobnego pokoju, ani nawet wnęki w ścianie,tylko pomieszczenie wolnostojące zrobione ze sklejki, którego wymiary to metr na dwa. Dosłownie opadła mi kopara, jak tam weszłam! Ledwie co umiałam się rozebrać, tak było ciasno, a mam całe 158 cm wzrostu i ważę 46 kg! Boję się pomyśleć co grubsza osoba by czuła wchodząc tam. Wybrałam tubę i nie było tam ani muzyki,ani nawet odliczania minut. Skąd mam wiedzieć, czy mnie nie oszukali z minutami? Ale co najlepsze, nie było nawiewu. Zamiast tego w suficie umieszczono wiatrak hahahaha, który dmuchał tak że można było ogłuchnąć i zmarznąć. Ta klaustrofobiczna kabina ze sklejki w dodatku nie była w ogóle zamykana. Podczas gdy się opalałam, ktoś mógł sobie wejść i zwinąć biżuterię, portfel i dokumenty.

To jest po prostu skandal. Tak solaria mogły wyglądać 15 lat temu, ale nie teraz! Nie lubię robić antyreklamy, ale jak trzeba to trzeba. Ten salon który wygląda całkiem ślicznie, nazywa się Akademia Metamorfozy, Katowice ul. Mickiewicza. Mają nawet stronę internetową. Nie mam pojęcia jak wyglądają u nich inne usługi-jest tam kosmetyka i fryzjer. Możliwe że te usługi mają dobre. Jednak jeśli macie chociażby minimalne wymagania dotyczące solarium, w życiu nie kupujcie tam minut.

Ja jestem po prostu rozpieszczona po komforcie, bezpieczeństwie i pięknej opaleniźnie z solarium Laguna ;)

Dobra,zmykam jeść śniadanie i lecę się poopalać! :)

Mój mocniejszy makijaż


Nigdy nie wychodzę z domu bez makijażu,chyba że jedziemy nad wodę.Co poradzić,uwielbiam się malować i chociaż nie uważam,żebym wyglądała bardzo źle bez makijażu,to jednak czuję się znacznie lepiej w nim.A czemu miałabym nie dodawać sobie humoru i dobrego samopoczucia ? :)

Nie jestem mistrzynią,w ogóle nie interesowałam się do niedawna jakimiś technikami,maluję się tak,jak mi podpowiada instynkt i zmysł estetyczny.Mimo to dosyć często słyszę komplementy na temat mojego makijażu oczu.Na codzień najczęściej używam:kremu BB,bronzera,kredki do brwi,jasnego cienia,eyelinera i tuszu do rzęs.Jak mi się nie chce,to omijam eyeliner.Absolutnym minimum jest dla mnie krem BB i podkreślone brwi.A jak wyglądam bez absolutnie wszystkiego?

Teraz powinna być muzyczka z horroru xd
Jeśli nie padliście na zawał,przechodzimy dalej.Zaczynam mój makijaż z wymytą i nakremowaną twarzą :D Najpierw nakładam krem BB i poprawiam brwi.Następnie zabieram się za makijaż oczu,który dokładnie opiszę.


Wybaczcie mi,to jest mój pierwszy makijaż 'na pokaz',w dodatku aparat okropnie mi zjada kolory-aż nie mogłam w to uwierzyć.Przyjmijcie,że całość jest ciemniejsza,tam gdzie piszę że użyłam czegoś ciemnego :D

1.Nakładamy jasny cień na całą ruchomą powiekę.Mój jest beżowy z satynowym połyskiem.

2.Nakładamy ciemniejszy cień w zewnętrznym kąciku i na prawie całej długości załamania powieki-ja zatrzymuję pędzel w 2/3 odległości od zewnętrznego kącika.Użyłam najpierw matowego jasnego brązu,a potem poprawiłam ciemniejszym z drobinkami.
3.Rysujemy dosyć grube kreski czarną kredką.Można oczywiście zrobić to granatową-to też super wygląda,ale nie o taki efekt mi dzisiaj chodzi.Ważne by dobrać grubość kreski do tego,ile miejsca macie na powiece ruchomej.Nie musicie przejmować się dokładnością-kreski rozcieramy,dodając na nie odrobinkę ciemniejszego cienia,którego użyliśmy w załamaniu powieki.W tym celu używam miękkiej gąbeczki do cieni-nie używam jej do cieni,ale do celu rozcierania dobrze się sprawdza.Nakładam też odrobinkę złotego cienia na środek powieki.Nie widać go oczywiście na zdjęciu,no bo po co :/


4.Malujemy czarną kredką linię wodną oka.W tym makijażu oko powinno być zamknięte-obwiedzione kredką od kącika do kącika,tak by kreski z górnej i dolnej powieki były ciągłością.Jednak zauważyłam że ten zabieg drastycznie zmniejsza mi oczy i nie podoba mi się ten efekt.Więc zostawiam troszkę odstępu w wewnętrznym kąciku,zarówno na górnej,jak i dolnej powiece.Dodajemy też troszkę ciemniejszego cienia na linię rzęs na dolnej powiece.
5.Tuszujemy porządnie rzęsy! :)

6.Nakładamy błyszczyk,szminkę czy co tam chcemy.Ważne żeby nie była w wyraźnym kolorze ponieważ przy tak mocnym makijażu oczu osiągnęlibyśmy efekt klauna ;)

Do makijażu użyłam:krem BB Garnier do tłustej i mieszanej skóry,kredka do brwi no name(nazwa się starła),kuleczki brązujące Avon,czarna kredka Pierre Rene,beżowy i brązowy cień Astor,ciemno brązowy cień chyba Maybelline(dorwałam go w Pepco),złoty cień Miss Sporty,tusz Bourjois Volume&Glamour Ultra Black,błyszczyk Bourjois z poprzedniego posta.Nie udało mi się wszystkich kosmetyków załączyć na zdjęciu bo akurat ktoś z nich korzysta :)

Bourjois Effet 3D Volume&Shine Elixir Gloss


Nie potrafiłam znaleźć idealnego dla mnie mazidła do ust.Szminki mi nie pasują,bo nie podoba mi się efekt mocno zarysowanych ust,po za tym zwykle wysuszają i nie potrafię dobrać odcienia.Błyszczyki najczęściej sklejają,zbierają się w nieestetyczne białe paseczki,włosy przy najmniejszym podmuchu wiatru przylepiają się do twarzy(jakbym nie była dosyć ślepa,to jeszcze one muszą mi wchodzić w kadr;)).Szłam zawsze na łatwiznę i malowałam usta tylko i wyłącznie bezbarwnym balsamem z Neutrogeny,lub Carmexem.

Jednak oglądając moje własne zdjęcia z różnych okazji,widziałam wszystko doskonale:dopracowany makijaż oczu,ułożona fryzura,wyraźna biżuteria-tylko usta ginęły.Moje wargi są dosyć wąskie i całe życie marzę o większych,pełnych ustach.Wkurza mnie ta sprawa,dlatego zwykle 'olewałam' makijaż ust,bo sądziłam że nic im nie pomoże :D Lecz ostatnio stwierdziłam,że gorzej już być nie może,więc zaczęłam szukać błyszczyka który mnie denerwowałby mnie i trochę pomagał moim ustom jakkolwiek istnieć :)

Kupiłam ostatecznie błyszczyk Bourjois. Jest duży wybór ładnych odcieni i myślę że każdy znajdzie coś dla siebie.Ja wybrałam numer 07,który mimo że w opakowaniu trochę przeraża(pomarańcz z drobinkami),na ustach wygląda zupełnie neutralnie.Jest prawie przezroczysty,tylko z delikatnym brzoskwiniowym poblaskiem.Drobinki są malutkie i całe szczęście nie widać ich za bardzo na ustach,tylko dodają subtelnego błysku.Zero tandetnego efektu.Aplikatorem jest pędzelek,bardzo wygodny w użyciu.Błyszczyk nie klei się mocno i nie znika szybko z ust,o ile nie jemy lub nie pijemy.

Nie zwracajcie uwagi na moje nieuczesane włosy...i misie xd


Garnier BB Cream Miracle Skin Perfector


Od jakiegoś czasu praktycznie wszystkie popularne marki kosmetyczne prześcigają się w tworzeniu 'BB kremów'.Ujmuję to w cudzysłów,ponieważ oryginalne kosmetyki tego typu są u nas w Polsce dostępne jedynie przez internet.To Azjaci zaadaptowali BB kremy i to u nich są one najbardziej popularne.Nie będę pisać rozlegle na ten temat,ponieważ nie 'siedzę' w nim i mogłabym palnąć głupotę.Generalnie BB kremy mają za zadanie:nawilżyć,rozświetlić,ujednolicić cerę i nadać jej piękny wygląd,a to wszystko bez efektu maski.Cera ma wyglądać naturalnie.Oryginalne BB kremy mają również najczęściej w składzie to,czego nie mają zwykłe podkłady:składniki pielęgnacyjne.Najróżniejsze ;) Sama chętnie wypróbowałabym któryś z azjatyckich BB, ale jak już kiedyś wspominałam,nienawidzę i boję się zakupów przez internet :D

Na razie postanowiłam więc wypróbować którąś z tych nowości, które pojawiły się na naszym rynku.Mój wybór padł na firmę Garnier,jako że ona pierwsza wprowadziła ten wynalazek do polskich sklepów.Najpierw przeczytałam recenzje na KWC,co robię zawsze gdy planuję kupić jakiś kosmetyk(polecam,w większości opinie są baardzo rzetelne i trudno się naciąć,kierując się tą stroną: http://wizaz.pl/kosmetyki/ ) .Garnier wyprodukował dwie wersje swojego 'BB kremu'-do skóry normalnej i suchej,oraz tłustej i mieszanej.Recenzje sprawiły,że wybrałam wersję do cery tłustej i mieszanej.Są dwa odcienie:jasny i śniady.
Cena:20 zł,w promocji najczęściej 15 zł
Pojemność:40 ml
Moje odczucia:Na początku byłam zachwycona.Gdy pierwszy raz nałożyłam go na twarz,co 10 minut zrywałam się z krzesła w domu i patrzałam do lustra.Moja twarz wyglądała kompletnie naturalnie,ale była ujednolicona i rozświetlona.Nie lubię w ogóle matu,więc ten efekt mi się podoba.Jednak to minus dla producenta,ponieważ twierdzi,że ten kosmetyk matuje skórę.Mi w ogóle nic nie matował,a muszę zaznaczyć,że tłustą skórę mam jedynie na nosie i czole,a w dodatku nie mocno.Kolejny minus:produkt koszmarnie się wylewał na początku.Gdy już trochę zużyłam,przestałam mieć z tym problem,ale to może być niemiłe zaskoczenie gdy ktoś pierwszy raz odkręca zakrętkę...właśnie!Zakrętka-gdybym ja odpowiadała za opakowania kosmetyków,nigdy w takich produktach nie wykorzystałabym zakrętki,tylko zatrzask.Ciężko to cholerstwo zakręcić,gdy się wylewa.Muszę jednak pochwalić ten krem za to,że idealnie dopasowuje się do koloru skóry-mam ten ciemniejszy odcień,bałam się że będzie troszkę zbyt ciemny ale wtapia się tak,że praktycznie nie widać jego koloru.Generalnie jestem z niego bardzo zadowolona,ponieważ robi to czego od niego oczekiwałam,lecz nie wiem,czy kupię go ponownie.

Powód?Gdy go używam, moja skóra robi się strasznie przesuszona.Nigdy nie miałam tylu odstających skórek.Problem występuje przy ustach i na policzkach,tam też skóra jest ściągnięta. BB krem Garniera ma w sobie alkohol,który wysusza naskórek.Jednak nie jestem pewna w 100%,czy to jego wina,ponieważ w trakcie jego używania, zaczęłam jednocześnie używać też innego toniku i innego żelu do mycia twarzy.Tonik i żel zawierają kwas salicylowy.

Skończyłam krem BB w kwietniu i wydaje mi się, że jednak go nie kupię ponownie. Obecnie stać mnie na lepsze podkłady :)

Oczyszczanie cery-zaktualizowane


Mówi się powszechnie,że demakijaż to podstawa dbania o cerę.Jednak rytuał(bo powinno się to nim stać,tak jak wieczorne mycie zębów) oczyszczania twarzy nie jest obowiązkiem jedynie tych osób,które noszą na co dzień makijaż.Nasza skóra przez cały dzień zbiera na sobie wszystkie zanieczyszczenia z ulicy,smog,kurz,brud,bakterie.Dodatkowo poci się,jak każda inna partia ciała,oraz wydziela sebum.Taką oto uroczą mieszankę mamy na swojej twarzy po całym dniu.Nawet na gołej,niepomalowanej skórze jest to obrzydliwe,a gdy dodamy do tego w wyobraźni jeszcze krem i makijaż,powstaje czysty horror :D Powszechnie przyjmuje się,że woda i mydło wystarczą do bycia czystym człowiekiem.
Lecz dla zachowania idealnej cery,sama woda i mydło nie wystarczą.Tak wiem,zaraz ktoś się odezwie z oburzeniem,że jego babcia całe życie używała tylko szarego mydła i kremu Nivea w każdą sobotę,głowę myła raz na tydzień,a teraz wygląda 10 lat młodziej i ma gęste włosy.Też znam takie przypadki,ale po pierwsze nie każdy ma tak dobre geny,a po drugie,skąd możemy wiedzieć,czy nie wyglądałaby lepiej,gdyby bardziej dbała o cerę?

Zdarza się,że ktoś 'wygra' na loterii genowej.Jednak nie ma powodu by się załamywać,jeśli w naszej rodzinie widzimy rozmarszczane jak rodzynki osoby w wieku lat 40 ;) Ponieważ to szczęście,mieć w genach ładną skórę,ale prawdziwą sztuką jest tą piękną skórę samemu sobie stworzyć.Zwłaszcza w dzisiejszych czasach,gdy kosmetyków i usług kosmetycznych jest od groma,a chirurgia plastyczna jest właściwie na wyciągnięcie ręki.Oczywiście jeśli umiejętnie i od najmłodszych lat będziemy pielęgnować skórę,nie będzie później potrzeby,by sięgać po cięższy kaliber.

(Często słyszę zdanie 'co to za sztuka być sztucznie pięknym'.To zdanie jest dla mnie zupełną bzdurą,ponieważ chyba właśnie sztuką jest stworzyć coś samemu,a nie po prostu to dostać...)

Sprawą absolutnie podstawową jest dla mnie oczyszczanie.Nie wyobrażam sobie położyć się do łóżka bez pełnego demakijażu.Mogę być śpiąca,pijana,ledwie widzieć na oczy i chwiać się na nogach,ale zawsze pierwsze co robię po przyjściu wieczorem do domu,to zmywam makijaż.Pamiętam tylko jeden jedyny raz,gdy odstąpiłam od tej reguły.A maluję się od 4 lat :)
Noc jest szczególną porą,kiedy cały organizm się regeneruje,w tym nasza cera.To dlatego ważne jest,by pozbyć się wszystkich brudów dnia przed pójściem spać.

Ideałem jeśli chodzi o oczyszczanie cery są dla mnie Azjaci,którzy wykonują wieczorem manewry nawet 8 różnymi kosmetykami ;) Jak dla nas,to hardcore.Większość znanych mi osób wieczorem po prostu myje twarz żelem,a potem nakłada krem.To jest już jakiś krok ku lepszemu,ale dla mnie osobiście-za mało.

Jestem wielką fanką oczyszczania skóry olejami.Ostatnio staje się to coraz bardziej popularne,lecz nadal często wywołuje zdziwienie-jak to,przecież olej jest tłusty.Jednak to naprawdę świetny naturalny 'zmywacz'.

Moje etapy w wieczornym oczyszczaniu twarzy:
1.Nakładam na twarz olej-tak,prosto na nieumyty i pomalowany ryjek : D Masuję twarz delikatnie palcami,szczególnie skupiając się na oczach.Gdy czuję pod palcami,że na rzęsach nie ma już żadnych grudek  tuszu i eyelinera...
2.Zmywam powstałą makabrę(wyglądam na tym etapie jakbym wyszła z kopalni-cała czarna xd) chusteczkami do demakijażu.
3.Wchodzę pod prysznic i domywam resztki makijażu(których nadal jest całkiem sporo),żelem do mycia twarzy i gąbeczkami do demakijażu.
4.Przemywam skórę płynem micelarnym lub tonikiem
5.Nakładam krem/maseczkę.

Czego używam:
1.Oleje:oliwa z oliwek,olej z pestek winogron,oliwka dla mam Babydream:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=31360 
-zawiera same dobre olejki i witaminy :)
lub obecnie świetny olejek do demakijażu z Sephory
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=45162

2.Chusteczki tylko te: http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=44506
 -nie dlatego że są jakieś wyjątkowe,ale nigdy żadnych innych nie kupiłam,ponieważ te są dla mnie wystarczająco dobre i tanie :) Są mocno nasączone,naturalne i nie podrażniają mojej skóry.Korci mnie żeby wypróbować jakichś innych,może się zaczaję na jakąś promocję ;)

3.Mam trzech faworytów w żelach do mycia twarzy:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=33585

-bosko pachnie,starcza mi na długo i doskonale oczyszcza.Jest delikatny :)

http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=49907 

-napina skórę,dobrze oczyszcza,ślicznie pachnie i co najważniejsze-pokochałam go za mrożenie twarzy(to sprawka mentolu)-momentalnie otwiera mi szeroko oczy nawet jak jestem zaspana.

http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=32520

-obecnie używam Effaclaru i jestem tak zachwycona że chyba go nigdy nie zmienię na inny

Wspomniałam też,że używam gąbeczek.Jest to świetny wynalazek który przypadkiem odkryłam w Rossmannie.Moczę je w wodzie,wyciskam i nakładam na nie porcję żelu-traktuję je jak normalną gąbkę,tylko że do twarzy.Zaoszczędzają żele do mycia twarzy i dokładniej zmywają brud niż gdybyśmy mieli używać tylko samego kosmetyku.
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=30035

4.Mój ulubieniec który jako jedyny mnie nie podrażnia,a rozjaśnia cerę: http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=38527

5.To już zależy,różnie bywa.Obecnie nakładam krem nawilżający Dermedica
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=47390


Nawet jeśli nie malujecie się mocno,albo nie robicie tego wcale,nie możecie omijać etapu oczyszczenia,tonizowania i nawilżania skóry.Pamiętajcie,piękną skórę możemy wypracować sobie w dużym stopniu samodzielnie-za pomocą systematycznej pielęgnacji :) Dbanie o cerę nie tylko zaprocentuje nam obecnie,ale także w przyszłości.

Sztuczna opalenizna


Notatka właściwie miała być o czymś innym. Dostałam ostatnio dwie prośby o pokazanie krok po kroku jak robię makijaż,miałam w planach nagrać filmik,ale plany te zniweczył czerwony gość na moim czole,który naprawdę jest paskudny :D Obiecuję jednak,że gdy tylko wyrzucę tego gościa z mojej twarzy,nagram obiecany filmik.

Sztuczna opalenizna....To temat w którym mam duuuuże doświadczenie :D Z natury mam dziwny kolor skóry. Gdy jestem blada,to moja bladość jest jakaś paskudnie zielono-żółto-ziemista. Gdy się opalam,to nigdy na czerwono(no,może pomijając to,jak przed studniówką spaliłam sobie rowek między piersiami-jednak 8 wizyta pod rząd w solarium na 10 minut z przyspieszaczem na dekolt, to przesada nawet dla mnie). Jak już jestem opalona to wyglądam jak karmelek :D W każdym razie nienawidzę mieć całkowicie bladej skóry,bo wyglądam na chorą i dziwną. Z drugiej strony,znam na pamięć wszystkie skutki opalania się. Może przypomnę co powodują promienie UV:
-fotostarzenie się skóry w o wiele szybszym tempie
-powstawanie przebarwień
-powstawanie pieprzyków
-rozrastanie się pieprzyków i zmienianie ich w postaci nowotworowe
-postarzenie,zwłaszcza jeśli ktoś jest już po 40 i wygląda jak dzidzia piernik myśląc że urody dodaje mu założenie ciuchów 12 letniej córki i mahoniowa opalenizna do tlenionych włosów ;)
-pogorszenie wzroku

I mogłabym wymienić jeszcze wiele innych,ale myślę że te wyżej wymienione są dostatecznie odstraszające.

Dlatego osobiście wolę nie dać się porwać swojej chęci bycia opaloną cały rok. Zależy mi na tym w lato i zależało mi przed studniówką. Przez resztę roku stosuję samoopalacze,balsamy brązujące i raz na jakiś czas(tzn. mniej więcej raz na dwa tygodnie) chodzę na 10 minut na solarium. Mam strasznego cykora przed rakiem dlatego obsesyjnie wypatruję czy jakiś pieprzyk mi się nie zmienił,czy jakiegoś podejrzanego nie przybyło. Solarium pełni dla mnie 3 funkcje:poprawia mi samopoczucie poprzez to,że moja skóra nie wygląda na trupią,poprawia mi nastrój w zimę kiedy autentycznie moja psychika potrzebuje jakiejś namiastki lata oraz maskuje jeden z moich kompleksów-przebarwienia i czerwone kropki na nogach. Jako że jestem rasową brunetką,mam grube włosy,bardzo gęste i w ogóle cacy,szkoda tylko że na całym ciele :D :D Namiętnie się depiluję,jednak na nogach widać ciągle podrażnione mieszki włosowe. Minimalizuję to,opalając nogi i stosując specjalny system depilacji ;)

Post miał być jednak o sztucznej opaleniźnie,tak więc przejdę może w końcu do rzeczy. Na wstępie muszę jeszcze podkreślić,że jeśli ktoś jest naprawdę blady,zrobi się pomarańczowy na sto procent. Dlatego lepiej jednak wybrać się parę razy na solarium lub przebywać na słoneczku,jeśli chcemy używać samoopalacza. Chcę wam polecić moje najbardziej sprawdzone samoopalacze i balsamy brązujące z jakimi się zetknęłam.Wypróbowałam naprawdę chyba wszystkie dostępne w Rossmannie. Faworytów mam jednak tylko troje.

1.Dax Cosmetics,Dax Sun,Samoopalacz w piance
Cena:17-18 zł.Niedostępny w Rossmannie,za to jest w Super-pharmie.
Pojemność:150 ml
Moje odczucia: Mój ulubiony! Jest w formie pianki,która na nałożeniu na skórę zamienia się w płyn. Nie wiem czy zaliczyć to do plusów czy do minusów-mi różnicy nie robi. Jednak podejrzewam że dla początkujących może to stanowić problem,dla nich polecałabym preparat w formie kremu czy tam balsamu. Mi nie robi on w ogóle smug. Pachnie ślicznie na początku,lecz wiadomo,jak KAŻDY samoopalacz-po paru godzinach zaczynamy wydzielać woń pieczonego kurczaka ;) Jednak w tym przypadku pieczony kurczak jest baaardzo delikatny. Producent zapewnia,że opalenizna pojawi się po godzinie od aplikacji. Ja widzę ją po 3-4 godzinach. Po całej nocy widać już dosyć mocny efekt. Za to właśnie cenię ten samoopalacz-za to że opalenizna jest widoczna,ale jednocześnie nie za bardzo pomarańczowa. Zamienienie się w tego uroczego cytrusa jest jedną z rzeczy która zdarzyła się pewnie każdemu kto stosował samoopalacze czy balsamy brązujące. W tym przypadku,pomarańcza ograniczona jest praktycznie do zera,za to pojawia się na skórze naprawdę ładny kolor orzecha. Po 3 nocach pod rząd spędzonych w towarzystwie Daxa w piance,wyglądamy jak po tygodniu na Majorce. O ile oczywiście potrafimy go nakładać oraz zrobimy peeling całego ciała przed pierwszym nałożeniem....;)

2.Lirene,Dermoprogram,Body Arabica,Balsam brązująco-ujędrniający

Cena: ok 14 zł,11 zł w promocji.Dostępny i w Rossmannie i w Super-pharmie.
Pojemność:250 ml
Moje odczucia:Używam wtedy,gdy chcę delikatniejszej opalenizny. Ma konsystencję mleczka i jest idealny dla osób które nigdy nie używały takich produktów. Gdy nałoży się go na skórę,trzeba się mocno namachać-robi się biały i dopiero po porządnych wsmarowaniu robi się niewidoczny. To sprawia,że naprawdę trzeba być mistrzem żeby zrobić sobie nim smugi,bo po prostu widać,gdzie się go nałożyło. Jego zapach jest mocno kawowy. Dla mnie całkiem przyjemny,ale osobiście nie lubię kawy więc zaczyna mnie męczyć po jakimś czasie :) Pieczony kurczak również prawie niewyczuwalny. Jest dostępny w dwóch wersjach-dla osób z jaśniejszą i ciemniejszą skórą. Wprawdzie nawet nie przyszło mi do głowy,by kupować go w tej jaśniejszej wersji,to jednak nie polecam tego nikomu. Z prostego powodu,ten do ciemniejszej karnacji jest tak delikatny,że tego do jaśniejszej prawdopodobnie wcale by nie było widać na skórze. Kolor jest dosłownie karmelowy. ZERO pomarańczki. Wadą tego balsamu jest to,że trzeba go nałożyć przynajmniej 4-5 razy pod rząd,by efekt stał się widoczny. Gorąco polecam każdemu-i tym zaawansowanym i początkującym.

3.Dove,Summer Glow&Soft Shimmer,Balsam brązująco-rozświetlający
Cena:16 zł,jest często w promocji za ok 11 zł.Dostępny w Rossmannie i Super-Pharmie
Pojemność:250 ml
Moje odczucia:Klasyk który idealnie nadaje się na lato. Podbijam nim naturalną opaleniznę. Zawiera złote drobinki które pięknie wyglądają na opalonej skórze. Nie każdy lubi taki efekt,dla takich osób jest przeznaczony ten sam produkt tylko bez dopisanego 'Soft Shimmer'. Ja to uwielbiam. Jego zapach jest taki sobie,spalenizna jest mocniej wyczuwalna niż w wyżej opisanych. Kolor też jest odrobinę bardziej pomarańczowy,jednak mimo wszystko wygląda całkiem naturalnie. Nakładając go jednak na już trochę opaloną skórę,będzie wyglądał świetnie.


Czasami też używam samoopalacza w mleczku lub sprayu Sunozon-rossmannowskiej firmy ;) Spray kosztuje 9 zł i starcza na niewiele użyć,jednak jest naprawdę ekstremalnie mocny...Nie robi też smug. To taka awaryjna opcja gdy dowiemy się że za dwa dni jest impreza. Wersja w mleczku kosztuje 10 zł z groszami. Też jest całkiem dobra,ale śmierdzi niemiłosiernie ;) Również daje mocny efekt.

Na koniec chcę napisać jeszcze o jednej super ważnej sprawie:
Nakładanie samoopalacza
To nie jest taka prosta sprawa,jak mogłoby się wydawać. Jak zaczynałam swoją przygodę z takimi produktami wiecznie miałam jakieś zacieki,plamy,przeraźliwie pomarańczowe ręce i inne cuda.W końcu po dwóch latach dopracowałam swoją technikę prawie do perfekcji.Opiszę krok po kroku jak to robię,by nie mieć żadnych wpadek samoopalaczowych :D

1.Robię sobie ostry peeling kawowy całego ciała. Mieloną kawę łączę z odrobinką żelu pod prysznic. Normalnie dodaję do tego peelingu jeszcze oliwki do ciała,ale nie możemy przed nakładaniem produktów brązujących mieć jakiejkolwiek warstwy innych kosmetyków na sobie. Przy okazji,taki peeling działa antycellulitowo. Mimo że moja waga waha się od 44 kg do 48 kg,to nawet ja mam mały cellulit na tyłku i udach. Chyba każda kobieta go ma,niezależnie od wagi ;)

2.Biorę prysznic. Wprawdzie w peelingu zawarty jest żel pod prysznic,ale to tylko dlatego,żeby był poślizg. Musimy z siebie zmyć resztki ziarenek kawy i okropny kawowy zapach. Tzn może ktoś go lubi,ale ja nie ;)

3.Gdy już jesteśmy całkiem wysuszeni,zaczynamy nakładać samoopalacz/balsam. I tu się zaczyna hardcore(no,może jeszcze mycie wanny po peelingu to też lekki hardcore ;)). Nakładam preparat od dołu do góry. Dlaczego? Jeśli zaczniemy od góry tzn od szyi, rąk,to nakładając go później na nogi i resztę ciała,mamy gwarantowane smugi na wewnętrznej stronie przedramion. W końcu nawet jakbyśmy się starali,nie będziemy dotykać reszty ciała tylko dłoniami,ale też właśnie przedramionami. Zaczynamy więc od nóg. Stopy smaruję bardzo ostrożnie,mieszając samoopalacz z kropelką innego balsamu(obojętnie jakim). Skóra na której nie ma włosów ani mieszków włosowych  łapie szybciej ,tam musimy postarać się o delikatniejszy efekt,dlatego mieszam samoopalacz z balsamem. To samo robię z kolanami i łokciami,bo tam też łatwo o smugi z powodu rogowaciejącego naskórka. Ciało smarujemy cienką warstwą,sumiennie wcierając produkt. Uważamy by równomiernie go nałożyć. Smarowanie rąk zostawiamy na sam koniec. Gdy wszystko prócz nich mamy już wysmarowane,dokładnie szorujemy dłonie,nadgarstki,całe przedramiona. Dwa razy mydłem,a dłonie najlepiej szczoteczką. Dokładnie się wycieramy i smarujemy samoopalaczem przedramiona. Znowu myjemy dłonie mydłem. Teraz mieszamy kropelkę samoopalacza z kropelką kremu do rąk i tym nacieramy dłonie.

4.Chodzimy po domu najlepiej na golasa przez jakieś 10-20 minut. W ostateczności można narzucić na siebie szlafrok,coś przewiewnego. Ja zwykle przez 15 minut robię zastój w łazience i czytam przez ten czas książkę lub gazetę : D Samoopalacz musi się dobrze wchłonąć.

5.Powtarzamy zabieg z punktu 3 tyle dni pod rząd,aż uzyskamy zadowalający nas efekt. Ja zwykle robię to 3 dni pod rząd,potem robię 3 dni przerwy i cały proces od punktu pierwszego powtarzam od nowa. To zapobiega gromadzeniu się warstw samoopalacza na skórze. Głównie z tego powodu samoopalacze schodzą łatami-jeśli ktoś nałoży go za dużo i nie zrobi peelingu po kilku warstwach.

6.Cieszymy się śliczną opalenizną z mojego przepisu :D :D

Mam nadzieję że instrukcja się przyda! Słońce zobowiązuje do pokazania pięknego,ujędrnionego peelingiem kawowym i zdrowo(tubkowo) opalonego ciała. Do zobaczenia(napisania) :)

Odżywka diamentowa Eveline


Swoje wywody zacznę od tematu paznokci :D

Sama z natury mam drobną i dosyć długą płytkę paznokcia. Moje paznokcie nie są szczególnie podatne na zniszczenia,stosunkowo łatwo umiem je zapuścić. Rosną bardzo szybko.Moim odwiecznym utrapieniem jednak są skórki. Wstydzę się tego, ponieważ mówi się że dłonie są wizytówką kobiety i ja się z tym zgadzam. Mam okropny nawyk gryzienia skórek jeśli jakaś mi odstaje, a wiadomo że to zamknięte koło. Nadal nie potrafię uporać się z paskudnymi skórkami,mimo że zawsze dbam o to by moje paznokcie wyglądały dobrze.Jednak pomimo starannego(zazwyczaj:)) manikiuru moje palce nie wyglądają tak dobrze jak powinny z powodu tych paskudztw. Szukam czegoś,co pomoże mi zwalczyć ten nawyk. Może wy mi coś doradzicie?

Dopóki jednak nie mogę napisać czegoś o 'skórkowych' preparatach,napiszę o moim odżywkowo-pazurkowym hicie. To Eveline 'Paznokcie twarde i lśniące jak diament'. Ta odżywka jest kontrowersyjna,ponieważ słyszałam o niej skrajnie różne opinie-od zachwyconych po oburzone,że taki 'bubel' można wypuścić na rynek...Jednak mnie wiele razy ratowała tyłek w momencie gdy zachciało mi się założyć tipsy,czy wtedy gdy częściej niż zwykle moczyłam się w jeziorze.

Cena: ok.11 zł w Rossmannie,w promocji ok. 9 zł (akurat teraz jest na nią promocja)
Pojemność:12 ml
Sposób używania:(z ulotki dołączonej przez producenta do preparatu) Codziennie nakładaj jedną warstwę preparatu bezpośrednio na paznokcie. Po trzech dniach zmyj nałożone warstwy i rozpocznij czynność ponownie. Stosuj regularnie, gdyż każda nakładana warstwa wnika w płytkę, zapewniając ekstremalne wzmocnienie i utwardzenie paznokci.

MOJE ODCZUCIA
Wydajność:Bardzo szybko mi się kończy(po ponad miesiącu),jednak to moja wina. Muszę się przyznać,że nie dbam za bardzo o zalecenia producenta co do 'dawkowania' preparatu. Nakładam dwie warstwy każdego dnia i zmywam po 3 dniach,co daje 6 warstw odżywki na moich paznokciach. Nie próbujcie tego na sobie! Moje paznokcie są już mocno przyzwyczajone do tej odżywki ale sądzę że na kimś innym takie stosowanie tego produktu może dać opłakane skutki w postaci zniszczonych paznokci,plam na płytce,grzybicy czy nawet odklejenia się łożyska paznokcia.Ta odżywka jest bardzo silna ponieważ zawiera 2 % stężenie formaldehydu,który jest silnie toksyczny.
Działanie:Cudowne!Moje paznokcie stają się twarde i odporne na wszelkie złamania. Płytka nabiera mlecznego koloru,a końcówki paznokci wybielają się. Podczas jej stosowania zapuściłam najdłuższe pazury jakie kiedykolwiek miałam ;) Paznokcie pomalowane 3 warstwami wyglądają same w sobie tak dobrze i elegancko że nie ma potrzeby malować paznokci na jakiś kolor. Szczerze mówiąc ta odżywka rozleniwiła mnie w tej kwestii,ponieważ odkąd jej używam tylko czasami robię sobie przerwę na lakier. Wolę pomalować nią paznokcie, ponieważ jej mleczny kolor pasuje do każdego ubrania i nie trzeba się martwić o to czy kolor bluzki lub sukienki pasuje do naszych pazurków :)
Negatywna strona:Jedyną nieprzyjemnością jaką kiedyś z nią miałam był okropny ból paznokci który zafundowałam sobie na własne życzenie,z własnej głupoty,nakładając 3 warstwy produktu na raz. Nie życzę nikomu tego przeżyć bo ból był naprawdę nie do zniesienia :) Odżywka nie będzie też pasować każdemu.Jest grono dziewczyn które miało z nią mnóstwo problemów,bo po prostu ich paznokcie nie wytrzymały takiego stężenia formaldehydu. Ten preparat buduje tak jakby nową warstwę na naszej płytce paznokcia.Niektóre płytki tego nie wytrzymują.

Wszystko trzeba jednak przetestować na sobie.Ja osobiście nie wyobrażam sobie życia bez tej odżywki pod ręką :) To moje jedyne paznokciowe must have(ach takie modne ostatnio to słowo :)).Ze swojej strony gorąco polecam,jednak przestrzegam-używajcie jej z głową,według zaleceń i obserwujcie swoje pazurki ;-)

Na koniec zdjęcie moich paznokci i odżywki. Na szczęście moich paskudnych skórek nie widać tak bardzo  :) Paznokcie na zdjęciu pomalowane są dwoma warstwami tego cuda. Ponad dwa tygodnie temu miałam paznokcie w opłakanym stanie po ściągnięciu tipsów. Powoli doprowadzam je do porządku i pożądanej długości. Jak widać niestety odżywka już mi się kończy,dlatego jutro skorzystam z Rossmannowskiej promocji i kupię jej mały zapas ;) 

Polecam i pozdrawiam :D

Ukochane podkłady


Dzisiaj opowiem wam o moich ulubionych podkładach. Używam tego typu kosmetyków nieprzerwanie od 15 roku życia i wypróbowałam ich naprawdę dużo-od tych z najwyższej półki do praktycznie najniższej(no może pomijając bazarkową :)). Moja cera jest normalna w kierunku mieszanej.Tak wyszło mi na konsultacji Clinique i faktycznie to określenie najlepiej oddaje jej charakter.TUTAJ możecie zrobić sobie analizę skóry. Jest to test który ma określić typ cery,by dało się dobrać jak najlepszą wersję słynnych 3 kroków Clinique. O mojej przygodzie z 3 krokami opowiem jednak innym razem :) Podkład by mnie zadowolił,powinien spełniać kilka warunków:
-lekkość
-średnie krycie
-naturalny efekt(nie płaski mat)
-trwałość

Niestety przez 3 lata kupowania co 2 miesiące podkładu,tylko trzy przypadły mi szczególnie do gustu.

1.Bourjois Healthy Mix Fond de Teint - Owocowy podkład rozświetlający

Pojemność:30 ml
Cena:ok 60 zł,w promocji 40 zł.Kiedyś można było dostać produkty tej marki w Sephorze,ale o ile mnie pamięć nie myli,od 2009 roku wycofali Bourjois z tej sieci. Teraz w Rossmannie i Super-pharmie możemy cieszyć się całą wielką szafą tej świetnej francuskiej marki :)
Moje odczucia:
Mój nr 1,egzekwo z Clinique Superbalanced make up. Pierwsza rzecz,jaka mnie zachwyciła po wyciśnięciu podkładu na dłoń,był jego zapach. Pachnie bardzo delikatnie owocami ;) Gdy rozprowadziłam go na twarzy,zachwyciłam się po raz drugi. Jego konsystencja jest jak marzenie dla mnie-lekko oleista,nie bardzo lejąca,ani nie bardzo gęsta,idealna po prostu. Podkład na twarzy daje cudowny efekt delikatnie rozświetlonej,zdrowej i promiennej buzi.Absolutnie nie tworzy na twarzy maski,nawet jeśli nałożyłabym dwie warstwy.Nie ma pudrowego wykończenia,nie matuje cery-wygląda po prostu,jakby go nie było,a tylko jakby wróżka za dotknięciem różdżki zmieniła naszą twarz w pupcię niemowlaczka :D Daje trochę mokry efekt,jeśli nie wykończy się go pudrem. Trzyma się przyzwoicie,ale jednak ściera się lekko po 8 godzinach. Kryje średnio,jeśli ktoś ma dużo do ukrycia,nie będzie mu to odpowiadało.Ja jednak nie mam zbyt często jakichś niespodzianek. Mam więcej małych,dosyć już bladych blizn i troszkę grudek pod skórą(chociaż ostatnio moja cera zaczęła dążyć do ideału za sprawą pewnej maseczki,o której napiszę ;)). W ukrywaniu tego HM radzi sobie znakomicie. Ma również jeszcze jeden ogromny plus-opakowanie to pompka ciśnieniowa(tak to się nazywa?). Używając podkładu,on tak jakby podchodzi coraz bardziej do góry,co pozwala na wyciśnięcie go aż do ostatniej kropli : D Podsumowując,ten podkład będzie idealny dla osób z cerą wymagającą rozświetlenia,ziemistą karnacją. Spełnia on wszystkie moje wymagania.

2.Clinique Superbalanced make up
Pojemność:30 ml
Cena:ok 120 zł.Dostępny w Sephorze i Douglasie,prawdopodobnie też w Marionnaud ale nigdy tam nie byłam więc nie jestem pewna.
Moje odczucia: Właściwie to nie będę się rozpisywać,ponieważ ten podkład robi z cerą praktycznie to samo co Healthy Mix ;) Z tą różnicą,że mocniej kryje. Sprawia że twarz wygląda na super idealną i gładką. Dobrze maskuje zaczerwienienia. Ma też super kolory. Nie jestem pewna czy bardzo blade osoby znajdą coś dla siebie,ponieważ sama mam raczej żółtawą karnację. Superbalanced make up ma trochę bardziej lejącą konstystencję od HM,lecz tak samo 'oleistą' i piankową. Dopóki wciąż się uczę i nie mam pracy,raczej nie będę go kupować ze względu na wyższą cenę,zadowolę się jego tańszym odpowiednikiem :)

3.Bourjois 123 Perfect

Cena i pojemność taka sama jak w przypadku Healthy Mix. Ten podkład wprawdzie nie jest tak lekki i nie rozświetla tak jak powyżej opisane,ale i tak zaliczam go do moich ulubieńców. Mocno kryje,jednak nie robi maski na twarzy. Jego konsystencja jest bardziej sucha niż HM. Na twarzy jest prawie niewidzialny,nie rzuca się w oczy. Kolor który posiadam to 53-beige clair i jest on idealny dla mojej karnacji. Bardzo dobrze maskuje zaczerwienienia! Jest też naprawdę matujący,ale nie robi efektu płaskiej twarzy. Wolę rozświetlenie niż mat,ale ten podkład naprawdę spisuje się dobrze. Jedynym jego minusem jest szklane opakowanie,które nie pozwala wykończyć całkowicie produktu,tak jak jest to w przypadku HM. Czuję,że będzie dobry na letnią imprezę,gdy nie chcemy wyglądać jak świecące choinki :D Jednym słowem,kocham Bourjois <3


Awaryjnie:
Lirene City Matt-podkład który jest taniutki-kosztuje 25 zł w Rossmannie. Ma konsystencję musu i bardzo naturalnie wygląda na ryjku. Kryje przeciętnie,jest jednak najlepszym z tanich podkładów z jakimi się zetknęłam. Ślicznie pachnie. Szkoda tylko,że szybko się kończy,starcza mi na niecały miesiąc!

Wypróbowaliście już moich ulubieńców?A może macie innych faworytów? :)