poniedziałek, 1 lipca 2013

Sztuczna opalenizna


Notatka właściwie miała być o czymś innym. Dostałam ostatnio dwie prośby o pokazanie krok po kroku jak robię makijaż,miałam w planach nagrać filmik,ale plany te zniweczył czerwony gość na moim czole,który naprawdę jest paskudny :D Obiecuję jednak,że gdy tylko wyrzucę tego gościa z mojej twarzy,nagram obiecany filmik.

Sztuczna opalenizna....To temat w którym mam duuuuże doświadczenie :D Z natury mam dziwny kolor skóry. Gdy jestem blada,to moja bladość jest jakaś paskudnie zielono-żółto-ziemista. Gdy się opalam,to nigdy na czerwono(no,może pomijając to,jak przed studniówką spaliłam sobie rowek między piersiami-jednak 8 wizyta pod rząd w solarium na 10 minut z przyspieszaczem na dekolt, to przesada nawet dla mnie). Jak już jestem opalona to wyglądam jak karmelek :D W każdym razie nienawidzę mieć całkowicie bladej skóry,bo wyglądam na chorą i dziwną. Z drugiej strony,znam na pamięć wszystkie skutki opalania się. Może przypomnę co powodują promienie UV:
-fotostarzenie się skóry w o wiele szybszym tempie
-powstawanie przebarwień
-powstawanie pieprzyków
-rozrastanie się pieprzyków i zmienianie ich w postaci nowotworowe
-postarzenie,zwłaszcza jeśli ktoś jest już po 40 i wygląda jak dzidzia piernik myśląc że urody dodaje mu założenie ciuchów 12 letniej córki i mahoniowa opalenizna do tlenionych włosów ;)
-pogorszenie wzroku

I mogłabym wymienić jeszcze wiele innych,ale myślę że te wyżej wymienione są dostatecznie odstraszające.

Dlatego osobiście wolę nie dać się porwać swojej chęci bycia opaloną cały rok. Zależy mi na tym w lato i zależało mi przed studniówką. Przez resztę roku stosuję samoopalacze,balsamy brązujące i raz na jakiś czas(tzn. mniej więcej raz na dwa tygodnie) chodzę na 10 minut na solarium. Mam strasznego cykora przed rakiem dlatego obsesyjnie wypatruję czy jakiś pieprzyk mi się nie zmienił,czy jakiegoś podejrzanego nie przybyło. Solarium pełni dla mnie 3 funkcje:poprawia mi samopoczucie poprzez to,że moja skóra nie wygląda na trupią,poprawia mi nastrój w zimę kiedy autentycznie moja psychika potrzebuje jakiejś namiastki lata oraz maskuje jeden z moich kompleksów-przebarwienia i czerwone kropki na nogach. Jako że jestem rasową brunetką,mam grube włosy,bardzo gęste i w ogóle cacy,szkoda tylko że na całym ciele :D :D Namiętnie się depiluję,jednak na nogach widać ciągle podrażnione mieszki włosowe. Minimalizuję to,opalając nogi i stosując specjalny system depilacji ;)

Post miał być jednak o sztucznej opaleniźnie,tak więc przejdę może w końcu do rzeczy. Na wstępie muszę jeszcze podkreślić,że jeśli ktoś jest naprawdę blady,zrobi się pomarańczowy na sto procent. Dlatego lepiej jednak wybrać się parę razy na solarium lub przebywać na słoneczku,jeśli chcemy używać samoopalacza. Chcę wam polecić moje najbardziej sprawdzone samoopalacze i balsamy brązujące z jakimi się zetknęłam.Wypróbowałam naprawdę chyba wszystkie dostępne w Rossmannie. Faworytów mam jednak tylko troje.

1.Dax Cosmetics,Dax Sun,Samoopalacz w piance
Cena:17-18 zł.Niedostępny w Rossmannie,za to jest w Super-pharmie.
Pojemność:150 ml
Moje odczucia: Mój ulubiony! Jest w formie pianki,która na nałożeniu na skórę zamienia się w płyn. Nie wiem czy zaliczyć to do plusów czy do minusów-mi różnicy nie robi. Jednak podejrzewam że dla początkujących może to stanowić problem,dla nich polecałabym preparat w formie kremu czy tam balsamu. Mi nie robi on w ogóle smug. Pachnie ślicznie na początku,lecz wiadomo,jak KAŻDY samoopalacz-po paru godzinach zaczynamy wydzielać woń pieczonego kurczaka ;) Jednak w tym przypadku pieczony kurczak jest baaardzo delikatny. Producent zapewnia,że opalenizna pojawi się po godzinie od aplikacji. Ja widzę ją po 3-4 godzinach. Po całej nocy widać już dosyć mocny efekt. Za to właśnie cenię ten samoopalacz-za to że opalenizna jest widoczna,ale jednocześnie nie za bardzo pomarańczowa. Zamienienie się w tego uroczego cytrusa jest jedną z rzeczy która zdarzyła się pewnie każdemu kto stosował samoopalacze czy balsamy brązujące. W tym przypadku,pomarańcza ograniczona jest praktycznie do zera,za to pojawia się na skórze naprawdę ładny kolor orzecha. Po 3 nocach pod rząd spędzonych w towarzystwie Daxa w piance,wyglądamy jak po tygodniu na Majorce. O ile oczywiście potrafimy go nakładać oraz zrobimy peeling całego ciała przed pierwszym nałożeniem....;)

2.Lirene,Dermoprogram,Body Arabica,Balsam brązująco-ujędrniający

Cena: ok 14 zł,11 zł w promocji.Dostępny i w Rossmannie i w Super-pharmie.
Pojemność:250 ml
Moje odczucia:Używam wtedy,gdy chcę delikatniejszej opalenizny. Ma konsystencję mleczka i jest idealny dla osób które nigdy nie używały takich produktów. Gdy nałoży się go na skórę,trzeba się mocno namachać-robi się biały i dopiero po porządnych wsmarowaniu robi się niewidoczny. To sprawia,że naprawdę trzeba być mistrzem żeby zrobić sobie nim smugi,bo po prostu widać,gdzie się go nałożyło. Jego zapach jest mocno kawowy. Dla mnie całkiem przyjemny,ale osobiście nie lubię kawy więc zaczyna mnie męczyć po jakimś czasie :) Pieczony kurczak również prawie niewyczuwalny. Jest dostępny w dwóch wersjach-dla osób z jaśniejszą i ciemniejszą skórą. Wprawdzie nawet nie przyszło mi do głowy,by kupować go w tej jaśniejszej wersji,to jednak nie polecam tego nikomu. Z prostego powodu,ten do ciemniejszej karnacji jest tak delikatny,że tego do jaśniejszej prawdopodobnie wcale by nie było widać na skórze. Kolor jest dosłownie karmelowy. ZERO pomarańczki. Wadą tego balsamu jest to,że trzeba go nałożyć przynajmniej 4-5 razy pod rząd,by efekt stał się widoczny. Gorąco polecam każdemu-i tym zaawansowanym i początkującym.

3.Dove,Summer Glow&Soft Shimmer,Balsam brązująco-rozświetlający
Cena:16 zł,jest często w promocji za ok 11 zł.Dostępny w Rossmannie i Super-Pharmie
Pojemność:250 ml
Moje odczucia:Klasyk który idealnie nadaje się na lato. Podbijam nim naturalną opaleniznę. Zawiera złote drobinki które pięknie wyglądają na opalonej skórze. Nie każdy lubi taki efekt,dla takich osób jest przeznaczony ten sam produkt tylko bez dopisanego 'Soft Shimmer'. Ja to uwielbiam. Jego zapach jest taki sobie,spalenizna jest mocniej wyczuwalna niż w wyżej opisanych. Kolor też jest odrobinę bardziej pomarańczowy,jednak mimo wszystko wygląda całkiem naturalnie. Nakładając go jednak na już trochę opaloną skórę,będzie wyglądał świetnie.


Czasami też używam samoopalacza w mleczku lub sprayu Sunozon-rossmannowskiej firmy ;) Spray kosztuje 9 zł i starcza na niewiele użyć,jednak jest naprawdę ekstremalnie mocny...Nie robi też smug. To taka awaryjna opcja gdy dowiemy się że za dwa dni jest impreza. Wersja w mleczku kosztuje 10 zł z groszami. Też jest całkiem dobra,ale śmierdzi niemiłosiernie ;) Również daje mocny efekt.

Na koniec chcę napisać jeszcze o jednej super ważnej sprawie:
Nakładanie samoopalacza
To nie jest taka prosta sprawa,jak mogłoby się wydawać. Jak zaczynałam swoją przygodę z takimi produktami wiecznie miałam jakieś zacieki,plamy,przeraźliwie pomarańczowe ręce i inne cuda.W końcu po dwóch latach dopracowałam swoją technikę prawie do perfekcji.Opiszę krok po kroku jak to robię,by nie mieć żadnych wpadek samoopalaczowych :D

1.Robię sobie ostry peeling kawowy całego ciała. Mieloną kawę łączę z odrobinką żelu pod prysznic. Normalnie dodaję do tego peelingu jeszcze oliwki do ciała,ale nie możemy przed nakładaniem produktów brązujących mieć jakiejkolwiek warstwy innych kosmetyków na sobie. Przy okazji,taki peeling działa antycellulitowo. Mimo że moja waga waha się od 44 kg do 48 kg,to nawet ja mam mały cellulit na tyłku i udach. Chyba każda kobieta go ma,niezależnie od wagi ;)

2.Biorę prysznic. Wprawdzie w peelingu zawarty jest żel pod prysznic,ale to tylko dlatego,żeby był poślizg. Musimy z siebie zmyć resztki ziarenek kawy i okropny kawowy zapach. Tzn może ktoś go lubi,ale ja nie ;)

3.Gdy już jesteśmy całkiem wysuszeni,zaczynamy nakładać samoopalacz/balsam. I tu się zaczyna hardcore(no,może jeszcze mycie wanny po peelingu to też lekki hardcore ;)). Nakładam preparat od dołu do góry. Dlaczego? Jeśli zaczniemy od góry tzn od szyi, rąk,to nakładając go później na nogi i resztę ciała,mamy gwarantowane smugi na wewnętrznej stronie przedramion. W końcu nawet jakbyśmy się starali,nie będziemy dotykać reszty ciała tylko dłoniami,ale też właśnie przedramionami. Zaczynamy więc od nóg. Stopy smaruję bardzo ostrożnie,mieszając samoopalacz z kropelką innego balsamu(obojętnie jakim). Skóra na której nie ma włosów ani mieszków włosowych  łapie szybciej ,tam musimy postarać się o delikatniejszy efekt,dlatego mieszam samoopalacz z balsamem. To samo robię z kolanami i łokciami,bo tam też łatwo o smugi z powodu rogowaciejącego naskórka. Ciało smarujemy cienką warstwą,sumiennie wcierając produkt. Uważamy by równomiernie go nałożyć. Smarowanie rąk zostawiamy na sam koniec. Gdy wszystko prócz nich mamy już wysmarowane,dokładnie szorujemy dłonie,nadgarstki,całe przedramiona. Dwa razy mydłem,a dłonie najlepiej szczoteczką. Dokładnie się wycieramy i smarujemy samoopalaczem przedramiona. Znowu myjemy dłonie mydłem. Teraz mieszamy kropelkę samoopalacza z kropelką kremu do rąk i tym nacieramy dłonie.

4.Chodzimy po domu najlepiej na golasa przez jakieś 10-20 minut. W ostateczności można narzucić na siebie szlafrok,coś przewiewnego. Ja zwykle przez 15 minut robię zastój w łazience i czytam przez ten czas książkę lub gazetę : D Samoopalacz musi się dobrze wchłonąć.

5.Powtarzamy zabieg z punktu 3 tyle dni pod rząd,aż uzyskamy zadowalający nas efekt. Ja zwykle robię to 3 dni pod rząd,potem robię 3 dni przerwy i cały proces od punktu pierwszego powtarzam od nowa. To zapobiega gromadzeniu się warstw samoopalacza na skórze. Głównie z tego powodu samoopalacze schodzą łatami-jeśli ktoś nałoży go za dużo i nie zrobi peelingu po kilku warstwach.

6.Cieszymy się śliczną opalenizną z mojego przepisu :D :D

Mam nadzieję że instrukcja się przyda! Słońce zobowiązuje do pokazania pięknego,ujędrnionego peelingiem kawowym i zdrowo(tubkowo) opalonego ciała. Do zobaczenia(napisania) :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz